Jak chronić Ziemię? Oto najbardziej szalone pomysły
Skala problemów, wynikających w głównej mierze z interakcji człowieka z naturą, jest coraz dłuższa, a jej skutki mogą być opłakane. Zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie powietrza i wody, degradacja gleby, konieczność ochrony dzikiej przyrody, zubożenie warstwy ozonowej, to główne z nich. Generują one odważne, szalone, czasami wręcz szarlatańskie pomysły na ochronę Ziemi.
Lista proponowanych projektów ekologicznych jest bardzo długa. Możemy znaleźć zarówno innowacyjne inicjatywy garażowe, jak również koncepcje wyceniane na setki miliardów dolarów. Do niektórych z nich należy podchodzić z dystansem, gdyż mają na celu łatwy zarobek, wykorzystujący „modę ekologiczną”. Inne mogą wydawać się rewolucyjne, ale mając na względzie historię ludzkości, należy pamiętać, że w „szaleństwie jest metoda”, która może uratować Ziemię.
Oto najbardziej szalone pomysły dotyczące ochrony Ziemi.
Marketing ekologiczny
Problemy ekologiczne można wykorzystać w marketingu. Hotel Crown Plaza w Kopenhadze gwarantuje bezpłatny posiłek dla każdego gościa, który… wygeneruje energię elektryczną dla hotelu. Taki śmiałek musi wyprodukować co najmniej 10 W energii elektrycznej za pomocą jazdy na rowerze stacjonarnym, który jest podłączany do generatora. Wymaga to minimum 15 minut takiej aktywności fizycznej. W zamian? Dbający o ekologię otrzymają kupon na posiłek o wartości 26 euro.
Jedna z dyskotek w Londynie jest tak skonstruowana, że tańczący naciskają na parkiet, pod którym znajduje się szereg sprężyn, wytwarzając w ten sposób prąd elektryczny. Ten jest przechowywany w akumulatorach. Wywijający pląsy na parkiecie tanecznym zaspokajają 60 procent zapotrzebowania klubu na energię.
Ekologię w swoich kampaniach wykorzystują firmy z każdej branży, nawet… agencje towarzyskie. Jedna z nich, umiejscowiona w Berlinie, zapewnia 5 euro zniżki dla tych klientów, którzy przyjadą do domu uciech na rowerze lub udowodnią, że skorzystali z transportu publicznego.
Amerykanie wymyślili marketingową zasadę „2 w 1” i postanowili przenieść ją również na aspekt ekologiczny. Naukowcy z tego kraju wyliczyli, że gdyby ludzie w wieku 10-74 lat przez pół godziny dziennie zamienili jeżdżenie pojazdami na chodzenie, wówczas ograniczyliby roczną emisję dwutlenku węgla o 64 miliony ton. Pomijając już wizję 10-latków za kierownicą, projekt wciąż przegrywa z tradycyjną kuchnią amerykańską, w której wszystko musi ociekać tłuszczem i być XXL.
Ograniczenie długich pryszniców i… ludzi
Ochrona środowiska to nie tylko hasła i kampanie marketingowe, ale również konkretne produkty. Aż 20% zużywanej energii w domu to efekt korzystania z ciepłej wody podczas prysznica, czy kąpieli. Dlatego wynalazca Tommaso Colia zaprojektował prysznic, który zmusza do opuszczenia kabiny prysznicowej, jeżeli korzystamy z niej za długo. W podstawie ekoprysznica znajdują się kółka, które wysuwają się po określonym czasie. Planeta, czy relaks pod prysznicem? Z pozoru trudny wybór, chociaż na tle niektórych organizacji ekologicznych wspierających ideę ograniczania liczebności ludzi celem ratowania planety, projekt Coliego wygląda całkowicie niewinnie.
Mac Funamizu opracował ładowarkę do iPhone’a, która jest jednocześnie… ściskaczem, popularnym urządzeniem fitnesowym, dzięki któremu można wzmocnić uścisk i zadbać o mięśnie przedramienia. Dbając o tężyznę fizyczną (ćwicząc na ściskaczach) równocześnie ładujemy swój telefon i tworzymy alternatywne źródło energii.
Firma z Los Angeles zaproponowała nieszablonowe rozwiązanie problemu wyrzucanego żywności. Zaprojektowała śmietniki na odpady jedzeniowe, w których przebywałyby… robaki. „Zatrudnione” w tym projekcie ekologicznym insekty miały zjadać resztki po posiłkach (np. okruchy, niedojedzone kawałki kanapek, owoców). Chociaż założenie w teorii słuszne, to u potencjalnych klientek górę wzięła niechęć do wijących się paskudnych stworzeń w kuchni.
Okulary słoneczne dla Ziemi
Ekologia to nie tylko hasła marketingowe, strategie promocyjne, czy produkty sprzedażowe. To także projekty na skalę globalną, ocierające się według wielu osób o szaleństwo.
Jedno z takich rozwiązań zapoczątkowało zdjęcie pt. „Widok Ziemi” wykonane 7 grudnia 1972 roku przez załogę Apollo 17 w ramach szóstej, załogowej misji na Księżyc. Dzięki obrazowi z takiej perspektywy (obejmuje m.in. powierzchnię Azji, Półwyspu Arabskiego, wybrzeża Afryki, basen Morza Śródziemnego i zwłaszcza czapę lodową Antarktydy) można było „przeanalizować” globalne potrzeby. Receptą miały być okulary przeciwsłoneczne dla całej planety. Brzmi szokująco? Skoro okulary przeciwsłoneczne mogą chronić nasze oczy przed promieniami, to czemu nie stworzyć takiego projektu dla… całej Ziemi?
Od rozmowy przy porannej kawie amerykańscy naukowcy przeszli do opracowywania szczegółów. Finalne założenie było „proste”. Ustalili, że wzdłuż długości równika należy stworzyć pierścień (bazujący na zasadzie okularów przeciwsłonecznych) okalający Ziemię. Pierścień zawierałby cząstki rozpraszające promienie słoneczne, zmniejszając liczbę promieni, które dotarłyby do naszej planety. To oznacza przeciwdziałanie częściowemu ociepleniu wywołanemu przez gazy cieplarnianie.
Po opracowaniu szczegółów przystąpiono do sporządzenia kosztów takiej pomysłu. Wyszła kwota nomen omen astronomiczna – trzy biliony (3 000 000 000 000) dolarów! Ze względu na to, że nie było chętnych, którzy wyłożyliby taką kwotę, śmiały projekt naukowców skończył w szufladzie. Na razie.
„Zabawa w Boga”, czyli ingerencja w naturę
Często zdarza się, że prywatne firmy widzą świetny interes w ekologii, angażując się w procesy, które dla przeciętnego człowieka brzmią jak czarna magia. Wystarczy powiedzieć np. „mały, fotosyntezujący plankton w oceanie wykorzystuje dwutlenek węgla z powietrza do wytwarzania pokarmu. Umierając opada na dno, zabierając ze sobą węgiel. Żelazo natomiast stymuluje wzrost fitoplanktonu”. Brzmi skomplikowanie? To tylko ułatwia sprzedaż produktu. Zamiast skomplikowanych formułek firmy informują, że „nawożenie części oceanów żelazem pozwoli zassać nadmiar dwutlenku węgla, co może ratować Ziemię”. Jedna z nich oferowała już nawet tzw. kredyty żelazowe (forma płatności) za swoje usługi.
Część pomysłów wynika z obserwacji natury. W 1991 roku doszło erupcji wulkanu Pinatubo na Filipinach. W wyniku tego zjawiska do stratosfery dostało się 15 milionów ton dwutlenku siarki. W reakcji z wodą powstała mglista powłoka wokół Ziemi, doszło do rozproszenia i absorpcji promieni słonecznych, a temperatura powierzchni naszej planety obniżyła się na dwa lata. Dlatego niektórzy naukowcy i prywatne firmy proponują „wstrzykiwanie” siarki do atmosfery, co ma przeciwdziałać globalnemu ociepleniu.
Obie metody – mimo rewolucyjnych pomysłów, kampanii marketingowych, chwytliwych sloganów i danych naukowych – są kwestionowane pod kątem skuteczności, negatywnych konsekwencji wynikających z ingerencji w morskie ekosystemy (projekt z żelazem), czy też możliwości tworzenia kwaśnych deszczów (projekt z siarką). Bardziej religijne środowiska porównują to natomiast do „zabawy w Boga”, która może być niebezpieczna.
Myjnia… chmur
Think-tank „Research for the Copenhagen Consensus” zaproponował pomysł, który w uproszczeniu można nazwać myjnią chmur. Chodzi o rozpryskiwanie kropel wody morskiej w chmury oceaniczne. Taki zabieg – dzięki procesowi soli oceanicznej z parą wodną – ma powodować, że staną się one jaśniejsze, przez co będą odbijać więcej światła, a tym samym zapobiegać wzrostowi temperatur.
Wydatek na ten projekt to 9 miliardów dolarów. W głównej mierze przeznaczony ma być na ok. dwa tysiące łodzi, które będą rozpylać wodę morską. Korzyści ekonomiczne? Według „Research for the Copenhagen Consensus” to kwota 20 bilionów dolarów, którą trzeba by wydać na inne rozwiązania pozwalające osiągnąć taki cel.
Dwutlenek węgla jak… faraonowie. Do grobowca!
Inna grupa amerykańskich naukowców wymyśliła – na modłę władców starożytnego Egiptu – tworzenie… grobowców dla dwutlenku węgla. Jego nadmiar gromadzi się w atmosferze i ogrzewa Ziemię.
Grobowiec taki miałby rozwiązać problemy. Według tej grupy amerykańskich naukowców wystarczy „tylko” oddzielić dwutlenek węgla od emisji roślinnych, sprężyć go, a następnie „wstrzyknąć” do grobowca znajdującego się pod ziemią. Tam miałby być przechowywany przez tysiące lat.
Eksperyment, który mógłby mieć opłakane skutki dla losów całej planety, wciąż jest tylko teorią. Nie ma bowiem odpowiedzi na pytanie dotyczące reakcji natury w proces separacji dwutlenku węgla od emisji roślinnych. Nie ma także żadnych gwarancji, że grobowiec byłby szczelny.
Tornada uratują ludzkość?
Wciąż trwają poszukiwania alternatywnych źródeł energii. Miliarder Peter Thiel, biznesowy partner Elona Muska, pracuje nad wykorzystaniem… tornad jako źródła energii bezemisyjnej.
W ten sposób powstała koncepcja AVE – atmosferycznego silnika wirowego. Chodzi o tworzenie wirów, podobnych do tornada, które mają obracać turbiny wytwarzające elektryczność. Nie ma na razie szczegółów, w jaki sposób miałyby one powstawać i… jakim kosztem energii odbywałby się ten proces.
Co robić? Czujność, myślenie, działanie
Część z opisanych pomysłów może zaciekawić, inne mogą wydawać się szalone. Na pewno warto poświęcić więcej czasu, żeby zweryfikować sens niektórych projektów ekologicznych, których koszt finansowy, energetyczny może być nieopłacalny dla społeczeństwa lub skutki dla natury mogą być tragiczne. Sami natomiast możemy realizować pomoc naszej planecie w prosty, nieskomplikowany sposób np. chodzić zamiast jeżdżenia samochodem (gdy jest to możliwe) albo zadbaniem o należyty recykling. Ziemia jest tylko jedna.
Artykuł powstał przy współpracy z Kancelarią Krzeszewski & Partnerzy
www.krzeszewski.com | www.portalrozwodowy.com | www.portfelprawny.pl